piątek, 6 listopada 2015

169.











Na samym początku miał to być zwykły wpis. Ot opis materiałów, technik użytych przy produkcji biżuterii. Troszkę tagów, zdjęcia. Przekierowanie do galerii. W dniach, gdy robiłam ten ten projekt, miała premierę kolekcja zaprojektowana przez dyrektora kreatywnego domu mody Balmain dla H&M. Tradycyjnie chciałam rzucić okiem na biżuterię. Zajrzałam do sklepu internetowego, gdzie przywitało mnie to:

To udałam się na allegro. Poszukałam i zobaczyłam ceny. Troszkę mnie ceny wzruszyły, bo za kiepskie materiały, sieciową produkcję i niekoniecznie ciekawe wzornictwo. Ale wszystko mocno obrandowane.

Zirytowana postanowiłam opisać czynności, które musiałam wykonać, aby dość nieskomplikowany komplet biżuteryjny zrobić.

1. Wszystko zaczyna się od pomysłu, to coś podpatrzę, tam pokombinuję, na szczęście fantazja u mnie ma się dobrze i to akurat idzie szybko i łatwo.
2. Potem kamienie, tzn. najczęściej jakieś kaboszony (czyli specjalnie szlifowane kamyczki, do oprawy), gdyż najczęściej oprawiam kamienie. i tu, albo sięgam do magazynku domowego, albo buszuję w internetach. ostatnio, aby znaleźć właściwy kaboszon kamienia księżycowego przejrzałam kilkadziesiąt stron na ebayu.
Tutaj kamienie dostałam od koleżanki Hani.
3. Równolegle z szukaniem kamieni, sprawdzam, czy mam dostatecznie dużo srebra i jak trzeba to domawiam.
4. Załóżmy, że potrzebna mi jest blacha, a zazwyczaj jest, wtedy najpierw topię srebro. Ze ślicznych granulek próby 999, domieszkując je miedzią i dodając resztki pozostałe z produkcji. Potem walcuję walcarką. Walcarka to takie coś, jak maglownica, tylko z walcami z hartowanej stali – napędzana ręcznie. Po przetopieniu srebro ma grubość ok 4 mm, a ja muszę zejść do grubości 0,5-03 mm. Zajmuje mi to około godziny. Co pewien czas muszę „odpuścić” srebro, czyli wygrzać je, aby znów stało się miękkie, walcowanie/ walenie młotkiem utwardza metal.
5. Mam już blachę. Więc mogę zabrać się za oprawianie kamieni. Wycinam długi pasek o szerokości mniej więcej 2/3 wysokości kamienia. Na wszelki wypadek wygrzewam go, żeby był mięciutki. Owijam nim kamień po obwodzie, odcinam, szlifuję krawędzie na płasko, zwijam w coś kółko podobnego, lutuję. chłodzę, sprawdzam, czy pasuje. Jeśli pasuje, tj. kamień mieści się ciasno, to dolutowuję denko, albo większy kawałek blachy, który stanowi bazę wisiora. Tak się robi oprawę, która się nazywa carga.
W przypadku tego kompletu zlutowałam trzy cargi, które potem lekko przerobiłam. Wycięłam dna w denkach, po to między innymi, żeby odciążyć maksymalnie kolczyki, które są dość masywne. Wycina się takie dziurki piłką włosową, czyli laubzegą. zaczynam od wytrasowania linii, potem wiercę obok tej linii otwór, przez otwór przekładam brzeszczot piłki, skręcam wszystko i piłuję. piłowanie to bardzo miłe zajęcie.
6. Czas na malutkie miseczki, które są elementem środkowym wisiora i kolczyków. Przy pomocy tzw. wykrojnika do kółek i młotka wycinam kółka. O dwóch różnych średnicach. Potem zaznaczam miejsca na otwory montażowe i idę wiercić. Wiertłem ok. 1,5 mm średnicy.
Tym razem udało mi się nie popsuć ani jednego kółka, sukces!
Przewierciłam, czas na szlifowanie, żeby nie było wąsów po wierceniu. I w końcu robię miseczki. mam taką kostkę z wydrążonymi półkulami (nazywa się toto anka) i pasujące do tych półkul punce (kula zakończona grubym stalowym prętem). Kładę kółko w otworze w kostce, na to punca i walę młotkiem. Oby nie w palec.
7. Mam już oprawę kamieni i miseczki. to teraz czas na pozostałe elementy. Tym razem sięgam po drut, Najpierw będę robić wisior, więc sięgam po drut grubszy. Oczywiście jest twardy, więc palnik w dłoń i go wygrzewam, prawie do czerwoności, potem czekam, aż ostygnie. Pod wpływem wygrzewania drut mięknie i można go giąć. Więc zwijam go na takim specjalnym czymś w koło, raz drugi. Może drut jest miękki, ale nie za bardzo. Trudno to się robi. mam koło, odcinam, tnę na pół. i zabieram się za elementy kolczykowe, w ten sam sposób, tylko i na szczęście drut jest cieńszy.
8. Mam 6 łuków, z okrągłego drutu, więc kowadło i młotek w dłoń. pac, pac i po chwili są już płaskie.
9. Niestety muszę dorobić uszka, więc łapię znów za drut, tym razem zupełnie cienki, do walcarki go i spłaszczam. potem wygrzewam. i robię 18 pętelek-łezek. Każdą z nich na końcu lutuję i szlifuję do w miarę równej długości.
10. Czas połączyć do wszystko razem. lutuję po trzy uszka do każdego łuku. Tutaj muszę zwrócić uwagę, żeby uszka, na których będą zamocowane miseczki były w odpowiedniej odległości od siebie, tak by miseczki nie zachodził na się i nie były za daleko.
11. Zlutowane. Więc czas się pozbyć brudu po lutowaniu i resztek boraksu, który ułatwia lutowanie. w tym celu idę do kuchni, gdzie mam garnuszek z mocnym roztworem kwasku cytrynowego. Elementy naszyjnika wrzucam do owego garnuszka i podgrzewam do wrzenia.
Tutaj mam przerwę. mogę np. zupę dla domowników ugotować skoro już jestem w kuchni.
12. Wyławiam z kwasku już białe, bo wytrawione do czystego srebra, elementy, płuczę porządnie i suszę.
13. Czas na szlifowanie. Najpierw włóknina, pilniczki, potem tarczki polerskie. dużo tego. Gdy szlifuję taką niebieską i strasznie pylącą niebieską tarczką zazwyczaj przychodzi listonosz :D.Łuki młotkuję, żeby nadać im fakturę. Co robię? Biorę młotek zakończony kulką, kładę łuk na kowadło i delikatnie, czasami mocniej, walę tym młotkiem, kulka się odbija na metalu i faktura jest ciekawa.
14. Kamienie! Tj. kaboszony leżą samotne i niezagospodarowane. Czas je oprawić.
zaczynam od największego. okazuje się, że zrobiłam cargę za wysoką, więc szlifuję na odpowiednią wysokość, potem poleruję i na wszelki wypadek zbieram trochę z grubości ścianek cargi – będzie mi łatwiej oprawiać. Wciskam kamyk, biorę kolejne narzędzie w ręce i delikatnie doginam ową cargę do kamienia, najpierw symetrycznie, a potem po obwodzie. Raz, drugi, trzeci. Gładzę, poleruję. To samo z małymi kamykami.
15. Eee, nie. Błyszczące wygląda niekorzystnie. Biorę włókninę i ręcznie matowię/ przecieram wszystko.
16. Eeee. Także w kolorze czystego srebra to jest takie nudne. Więc odtłuszczam – płyn do mycia naczyń, powinnam włożyć w aceton, ale nie mam. I do oksydy, oksyda to taki zajzajer siarkowy, który barwi na czarno/ brązowo/ tęczowo srebro. Potem płuczę. i jeszcze raz płuczę. otrzymuję czarne i matowe kawałki srebra.
17. Czarne i matowe też nie, bo nie mają głębi. Więc znów za włókninę i delikatnie przecieram. Oksyda zostaje tylko we wklęsłych elementach.
18. Ufff. czas na montaż. cholera, kółka montażowe świecą się, jak psu jajca i są jasne. Znów włóknina i matuję. A potem oksyda, płukanie, suszenie i delikatne przecieranie.
19. Montaż. mam nadzieję, że nie pogubię niczego. nie pogubiłam. Mam wszystko zmontowane. Wszystko? Nie. Zapomniałam o biglach do kolczyków. Pudełko ze srebrem, mam! Ale znów się błyszczą i są jasne. Włóknina, oksyda, włóknina.
20. Na czymś by się przydało zawiesić wisior. Waham się pomiędzy rzemieniem, a sznurkiem bawełnianym. a ponieważ nie wiem, więc, potencjalna klientka wybierze –>21.
21. Sesja zdjęciowa. halogeny, namiot bezcieniowy, różne tła np. XVIII kula armatnia. Naszyjnik z rzemieniem i paroma rodzajami sznurka. Różne ujęcia.
22. Obróbka zdjęć. Wtedy odpoczywam.
23. Wrzucam prace do galerii, na fb i wszędzie, gdzie mogę.
24. Piszę ten wpis. sama nie wierzę, że tyle pracy muszę włożyć, aby taki prosty komplecik zrobić.

wtorek, 3 listopada 2015

168





Spinki do męskich mankietów koszulowych. Srebro pr. 999 i 925, oksyda i polerowanie. Miały być surowe, wyraziste i męskie, więc są.
Oczywistą oczywistością jest to, że mogę zrobić spinki z dowolnymi rzymskimi literami. Cyrylica też może być. Bardzo nie jestem pewna, czy podołam z japońskimi, chińskimi itp. znakami.

niedziela, 1 listopada 2015

167






Praca za zamówienie. Wszystko zaczęło się od kwarcu truskawkowego z rutylem. Kupiłam go dla Klientki i nie mogłam się na niego doczekać. Zgodnie z zaleceniami - asymetrycznie i zawijaski. To jest i asymetrycznie i zawijaskowo. Praca inspirowana roztańczonym portugalskim filigranem. Oczywiście srebro, a potem oksyda i chwile poświęcone na polerowanie.

166





Kolejna lunula. Tym razem w postaci  srebrnej zawieszki. Ozdobiona filigranem, kuleczkami. Kaboszon - łezka z lapis lazuli oprawiona jest w srebrną, zębatą cargę. Całość mocno oksydowana, a następnie przetarta, dzięki temu elementy ozdabiające są dobrze widoczne.
Taka lunula powinna być zawieszona na grubym rzemieniu, blisko szyi. Więc długość rzemienia będzie ustalana indywidualnie.

NA SPRZEDAŻ - Ars Neo

165





Truskawkowy kwarc z rutylem musiałam potraktować ze szczególną atencją. Nosicielka pierścionka jest osobą o mocnym charakterze. Połączenie kwarcu z charakterem nosicielki nie mogło być banalne i delikatne. Powstał pierścień, a nawet Pierścień. Prostą obrączkę podziurkowałam i po to, żeby była lżejsza optycznie, i po to, żeby palec w tak zabudowanej obrączce miał wentylację. Całość matowa, lekko oksydowana.

164





Lunula - naszyjnik w kształcie półksiężyca noszony od czasów starożytnego Rzymu przez dziewczęta. W skrócie mówiąc - chłopcy nosili bulle, a kobiety lunule. Symbol ten noszony był także przez kobiety słowiańskie i germańskie.

Najpierw zakochałam się w Dłoni Fatimy/ Dłoni Miriam. Symbolu jak najbardziej kobiecym. Potem bliska, bardzo bliska koleżanka poprosiła mnie o zrobienie biżuterii ślubnej - właśnie lunuli. Zrobiłam i odkryłam kolejny MÓJ wzór. Więc teraz będzie lunulek więcej.

Te lunulki są malutkie, mają 25 mm szerokości. Są zrobione ze srebra, ozdobione bursztynkami bałtyckimi. Zawieszone na ręcznie robionych biglach.

NA SPRZEDAŻ
- galeria Ars Neo

163





Pierścionek zaręczynowy, "ale taki, żeby był inny". No to jest. Srebrny chaos, oksyda i bałtycki bursztyn.

162







Podpatrzyłam wzór na etnicznej stronie artystycznej. Troszkę pomyślałam, przerobiłam po swojemu i jest. Etniczne, stylizowane na naszyjniki afrykańskie i pięknym onyksem - zielono-czarnym. 

A potem zrobiłam eksperyment. Zaczęłam zawieszać na różnych sznurkach i rzemieniach. I z prawdziwym zdziwieniem patrzyłam, jak naszyjnik się zmienia. Najlepiej wyglądał na tym, teoretycznie delikatnym, oliwkowym sznurze.

Naszyjnik mieszkał u mnie równo dwie godziny po zaprezentowaniu go w sieci, z czego się bardzo cieszę.

Materiały: srebro, onyks, sznurek, oksyda.

161








Najpierw zrobiłam wielką kolię, a potem pomyślałam o osobach, które lubią mniejsze formy. I tak powstał kolejny kuleczkowy Krzyż Tuaregów.

A po co to robiłam?
Z radości walki z oporną materią też. Ale zasadnicza przyczyna była inna, napiszę, że wręcz sportowa. 17-8 października moja córka o wdzięcznym imieniu Zofia, brała udział w Pucharze Europy Dzieci w Karate Tradycyjnym. Zawody obyły się w Wilnie. Do wyposażenia sportowca należy też dres "z orzełkiem", dres ten musieliśmy kupić my. Więc oba naszyjniki inspirowane Maghrebem poszły na aukcje. i Zofia pojechała do Wilna.

niedziela, 23 sierpnia 2015

160 160 160

To bardzo ważny projekt, ponieważ pierwszy raz od dawna robiłam tak dużą formę. Ważny także prywatnie, ale dlaczego to wyjaśnię pod koniec września.

To jest kolia inspirowana kolią tuareską. Największy, środkowy element, to krzyż Tuaregów - taki prymitywny kompas. Każdy z elementów robiony jest ręcznie, łącznie z formowaniem półkul i kuleczek. Całość mocno oksydowana i przetarta.
Jak widać, rzemienie nie mają końcówek. Chodzi o to, że kolię trzeba dostosować do obwodu szyi, czyli, jak już znajdzie właścicielkę, to końcówki zamocuję.

Materiały: srebro pr. 925, srebro pr. 999, srebrnt filigran pr. 999, walce z koralowca, rzemień naturalny.